Tupcio Chrupcio uczy mnie, jak trudno się podzielić
Podróże służbowe mojej żony są fantastyczną okazją, abym mógł jeszcze więcej czasu spędzić z moimi synami, wymyślić coś fajnego, upewnić się, że moje relacje z nimi działają lub po prostu fajnie się bawić z ludźmi, których bardzo lubię. Bywają też dobrym momentem, abym stracił jakąkolwiek wiarę w swoje możliwości wychowania dwóch niezależnych od siebie bytów.
Do usypiania wszystko szło gładko, wycieczka, kolacja u dziadków, zabawa w puszczanie balonów w domu (to jak się dmucha balony, a potem je wypuszcza, żeby latały po całym pokoju). Kąpiel spoko (nikt się nie zachłysnął wodą), mycie zębów ok (krzyki są przy tym straszne, ale śmieszne, wszystko przez to, że młodszy syn otwiera buzię tylko, jeśli we dwóch krzyczymy „Aaaaa”). I trzeba podjąć decyzję, jak się usypiamy. Chłopaki mają jeden pokój. Często robię po prostu tak, że zdejmujemy materace z łóżek, kładziemy je na podłodze (pokój jest mały, więc materace są niebezpiecznie blisko drewnianych ram, dlatego boki trzeba zabezpieczyć wszystkimi przytulankami, jakie są dostępne), a ja kładę się między nimi, czytamy i potem zasypiamy. Kilka razy się udało. Nie tym razem (po co pisać o czymś tak nudnym jak skuteczne uśpienie dzieci, nikt za to nie daje medalu ani nawet kolacji). Tym razem… cóż.
– To co czytamy dzisiaj „Tupcio Chrupcio” o dzieleniu się? – pytam, sięgając po książkę, o której istnieniu zapomniałem, ale jej temat jest wyjątkowo na czasie w naszym domu.
– Tak! – krzyczy wesoło starszy syn.
– Tak! – odpowiada nieco już zmęczony, ale hardy, młodszy.
– To czy możemy zdjąć materace i położyć się na ziemi?
– Tak! – krzyczy starszy syn i zaczyna zdejmować rzeczy ze swego łóżka.
– Nie, nie nie!!! – stanowczo wyraża swój sprzeciw młodszy. Kładzie się na swoim łóżku, klepie miejsce obok i mówi: – Ty tutaj.
– Ale twój brat chce się z nami położyć. Bierzemy go do twojego łóżka?
– Nie, nie! On tam! – pokazuje na drugie łóżko.
– Ale ja chcę razem – starszy syn posmutniał.
– Synku, jesteśmy we trzech, musimy to zrobić razem – mówię do młodszego.
– Nieeeee, nieeeee, nieeee – zmęczenie, agresja i rozczarowanie to silna kombinacja przechodząca w płacz.
Widzę, że starszy syn kładzie się na swoim łóżku rozczarowany.
– Synku – mówię do młodszego. – J. chce być z nami, pozwólmy mu…
– Nieeeee – płacz przechodzi w szał. – Ty tu… – zaczyna uderzać głową w poduszkę. Z drugiego łóżka zaczyna dochodzić szlochanie. – Ja chcę razem.
– Ok, rozumiem – mówię do starszego. – Ale K. już jest zmęczony, chyba muszę go najpierw uśpić. Poczekasz na mnie w swoim łóżku?
– Nieeee – zawodzenie.
– Taaak, on taaaaam – krzyk z drugiej strony pokoju. Młodszy syn uderzył głową w ścianę i przymierzał się do drugiego ciosu, gdybym go nie złapał, ale podnieść z łóżka się nie dał.
– Synku – błagam starszego. – To może ja ci puszczę bajkę w salonie, co?
– Nieee, niee e e – chlipanie, pretensja, żal.
Rodzicielstwo jest okazją do krytycznej oceny niektórych polskich powiedzonek. Na przykład takie: „Między młotem a kowadłem” zakłada, że jest się między czymś twardym a czymś, co cię wali powoli, ale skutecznie. Tylko że w tej sytuacji moje ciało jest między dwoma niewielkimi młotkami, które na oślep nawalają we wszystko. Z kowadła stosunkowo łatwo zejść, natomiast trąba powietrzna młotków nie wypuści.
– Tatooo, ty tuuuu – zawodzi młodszy.
– Rozumiem cię (nie rozumiem), ale twój brat….
– Nieeeee
– Łeeeee
– Nieeee
– Łeeee
– Ok! Stop! Chłopaki jesteśmy sami i…
– Łeeeeeeeeeeeee
– Nieeeeeeeeeeee
Próbuję nie zacząć samemu walić głową w ścianę.
– Ok, K. a może ty chcesz zobaczyć bajkę?
– Ja, baję?
– Tak, ty, może strażaka Sama?
– Nie, Peppa! – i zapomina o płaczu i agresji skierowanej przeciw sobie i mnie, i rusza w stronę salonu. Niestety za nami podąża również starszy syn.
– On oglądał dziś dwie bajki, a ja jedną to niesprawiedliwe… Przeciągam dłonią po twarzy. – Synu, błagam, pytałem się, czy nie chcesz oglądać bajki, my idziemy spać, teraz, zaraz – nastawiam kilka bajek pod rząd. Idziemy ze starszym synem, wybieramy książkę do czytania.
– Dlaczego K. nie chciał ze mną usypiać?
– Nie wiem, czasem chcemy być sami. Ty też czasem tak masz. To trudne, ale musicie spróbować to uszanować, a ja jakoś was pogodzić.
– Ok… – odpowiada. Śpi po jednej historii. Idę do młodszego, czekam na koniec odcinka (bo jeszcze mi życie miłe), wyłączam telewizor i mówię. – Pora spać, już wracamy do łóżka.
– Tak, tak idziemy – młodszy syn łapie mnie za rękę. – Czytać?
– Tak, poczytamy, ale cicho, bo J. już śpi – i biorę pierd***ego Tupcia Chrupcia o dzieleniu się.
One Reply to “Tupcio Chrupcio uczy mnie, jak trudno się podzielić”
Niby śmieszne, ale też mam dwóch synów i koniec dnia wygląda podobnie. Z tym, że mamy ustalony rytm dnia i kwestie :kto gdzie leży, co czytamy, czy jest jeszcze czas na czytanie; dogadujemy wcześniej, żeby nie było „akcji”, tym bardziej przed snem, gdzie obaj są zmęczeni. Dlatego szkoda mi Twoich chłopaków bo tata musi byc „szefem”, który ma plan i go wprowadza w życie 🙂